Taboss Racing po Siennej. | Po występie na wyścigu górskim w Siennej mam mieszane uczucia. Wszystko wskazuje na to, że opanowaliśmy sytuację z temperaturą silnika, test zwieszenia również wypadł bardzo dobrze, ale wstyd mi za wynik.
Wszystko jest OK, kiedy się mieszczę w pierwszej „10” (niezależnie od dyscypliny), a to się nie udało w niedzielę. Częściowo wyjaśnia to fakt, że na jednym z pojazdów wyścigowych, któryś z naszych rajdowców, nawrzucał „śmieci” z pobocza, na których się pośliznąłem i prawie wylądowałem na barierze. To jednak tylko w niewielkim stopniu tłumaczy mój wynik...
W gorączce prób rozwiązania kłopotów z chłodzeniem napędu Lotusa, nie wziąłem pod uwagę faktu, że zastosowane obecnie przełożenia zupełnie nie nadają się do wyścigów górskich. W specyfikacji, jaką wystartowałem w ostatni weekend (takiej samej jak tydzień temu na torze „Poznań”, podczas rundy Długodystansowych Samochodowych Mistrzostw Polski), z wyliczeń wynika, że maksymalna prędkość wynosi 227 km/h. W praktyce wyglądało to tak, że na Siennej nie używałem dwóch najwyższych biegów (5 i 6), a nawroty pokonywałem na „przekręconej” jedynce lub zdychającej dwójce. Dla porównania; Mariusz Królikowski (Toyota Corolla WRC) czy Mariusz Małyszczycki (w ubiegłorocznej Skodzie Fabii WRC) w swoich, mocniejszych przecież od Lotusa autach, używają przełożeń do prędkości maksymalnej rzędu 185 km/h.
W zeszłym roku osiągałem na Siennej lepsze czasy, dysponując słabszym silnikiem Rovera, ale z „krótką” skrzynia Quaife’a. Dlatego zaraz po wyścigu złożyłem zamówienie na krótszą przekładnię Sadev (po zmianie silnika na Hondę, zmieniliśmy również dostawcę skrzyń biegów). Mam nadzieję, że dzięki temu, za trzy tygodnie w Rościszowie nie będę już miał się czego wstydzić.
Przed startem w Rościszowie, w przyszłą środę (13 sierpnia) Taboss Racing planuje kolejny trening na torze „Poznań”.
(danway) |